Serwis używa cookies. Wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Zapoznaj się z polityką cookies. x

Niebieska Szkoła nr 25

"01.04.2020

Gdzieś na otwartym Atlantyku, między Bermudami a Azorami.

Dzisiejszy dzień mogliśmy powitać już o 3:40. Prawie wszyscy raźno wstali na alarm. Dzięki staraniom wachty 1 nie mieliśmy problemu ze wstawaniem z koi - z okazji Prima Aprilis część wachty zdecydowała się na niewinny kawał. Budzili załogę mówiąc, że jest alarm, a oni nie wstali. Żart byłby się udał, gdyby nie dzwonek… który obwieścił faktyczny alarm. 

Podczas stawiania żagli przydarzyła się nam jeszcze jedna przygoda. Lina, dzięki której wciągamy jeden z trójkątnych żagli, postanowiła się urwać. Nic nie stało ani z ludziom, ani żaglom (z czego na pewno był zadowolony bosman). Zmęczeni i ciągle, pomimo postawienia żagli, bardzo wolno płynący, poszliśmy pod pokład, aby zobaczyć się ponownie dopiero na banderze.

Reszta naszego dnia upływała tak jak zwykle. Lekcje od 10:00, między nimi pięciominutowe przerwy na tosta (w sumie dzisiaj tostów nie było, ponieważ zepsuła się mikrofala), później obiad i reszta lekcji. Dopiero pod koniec można było zaobserwować nietypowe poruszenie wśród załogi. Było wywołane dzisiejszym planowanym wystawieniem naszych przedstawień. Przygotowywaliśmy je klasami: napisaliśmy scenariusz, rozdaliśmy rolę, wymyśliliśmy aranżację przedstawienia, postaci. Różnie się do tego podchodziło – jedni  byli pełni zaangażowania, inni – rezygnacji, a inni trochę sceptycznie do tego nastawieni. Na szczęście tych z pierwszej grupy był najwięcej. Już prawie mieliśmy zaczynać, gdy przerwał nam alarm do żagli. W skutek naszego brasowania (ustawiania odpowiednio rei względem wiatru) niestety musieliśmy przełożyć występy na inny dzień.

Na szczęście dzisiaj ekipa kambuzowa postanowiła spełnić nasze marzenie o naleśnikach. Postarali się i namówili kuka Szakę na układ: każdy z załogantów wpłacił do jego kasy po 90 Chopsów (naszej super uniwersalnej waluty statkowej) i postaraliśmy się, aby sternik nie szalał za bardzo za sterem ( co nie było trudne, ponieważ nasza prędkość wahała się między 1 a 3, w porywie szaleństwa do 3,5 węzła). Dzięki temu na kolację każdy mógł się cieszyć 2 pysznymi plackami na swoim talerzu. Niektórym zasmakowały tak bardzo, że dokupili sobie kolejne naleśniki, a nasze 2 nauczycielki za jedyne 500 Chopsów kupiły od kambuza cały słoik nutelli.

Pięknym podsumowaniem dzisiejszego dnia był wykład na temat locji i prawa morskiego poprowadzony przez naszą oficer. Pomimo lekkiego zaduchu, jaki panował w pomieszczeniu (nie ma się co dziwić, jeśli weźmiemy pod uwagę, że było tam jakieś 40 osób) wykład można uznać za udany. Były to tylko podstawy, które część osób, będących w posiadaniu patentów żeglarskich, już zna. Dla nich była to przyjemna powtórka, a dla pozostałych nowy, niezgłębiony temat do odkrycia. Szczególnie zainteresowaliśmy się tym, w jaki sposób statki są oznaczone w nocy. Na białej tablicy Zuza rysowała konkretne światełka, a naszym zadaniem było powiedzieć, czy ten konkretny statek się porusza, czy stoi na kotwicy, czy może jest uszkodzony albo holuje inny okręt, jak jest długi i w którą stronę płynie. Tych wszystkich informacji mogliśmy dowiedzieć się zaledwie z paru niepozornych światełek, które już nie są dla nas obce.

Julia Licznar , Magdalena Dyć, Monika Kolek"

"02.04.2020, środek Atlantyku 

Dziś rano powrócił mocny wiatr, który doprowadził do kolejnych strat w talerzach. Uniemożliwił nam również wylegiwanie się na słoneczku na rufie - nigdy nie wiadomo, czy akurat nie przyjdzie duża fala, która zaleje całą rufę. Za to niewątpliwą zaletą tej sytuacji jest fakt, że od razu wymyte są waterwajsy i wachta druga nie musi już rano myć ich na kolanach (dla nieobeznanych: waterwajsy to metalowe fragmenty pokładu znajdujące się nieco poniżej jego poziomu, przy jego krawędzi, gwarantujące swobodny odpływ wody). 

Fale gwarantują również niezwykłe doznania wachcie kambuzowej, która mimo niesprzyjających warunków musi nadal gotować i zmywać. Całe szczęście są osoby, które lubią kambuz podczas przechyłów: kilka dni temu przy bardzo wysokich falach z pentry można było usłyszeć „Juhuuuu! Rodeo!”. Inną niewątpliwą zaletą takiego stanu morza jest fakt, że ze względów bezpieczeństwa rejony nie muszą myć podłóg, co w wielu przypadkach oznacza dodatkowe pół godziny snu, który przy naszym bardzo napiętym planie dnia jest niezwykle cenny.

Przechyły utrudniły również grę w scrabble, co jest podobno szczególnie dotkliwe dla kadry nauczycielskiej, która upodobała sobie ten sposób spędzania wolnego czasu. Podczas przechyłu klocki z literami zsuwają się z planszy niszcząc wszystkie utworzone słowa, ale i na to kilka osób znalazło sposób. Odtworzyli planszę do scrabbli w excelu. Po dodaniu kolorów i zmianie wielkości komórek tabela jest wierną kopią. Literki można losować normalnie, jak w klasycznej grze; tylko, że po wykorzystaniu ich zamiast ułożyć je na planszy odkłada się je na bok, a słowo wpisuje w tabelę. Nauczyciele są zachwyceni i już pytali o udostępnienie pliku z planszą. Geniusz i zdolności adaptacji człowieka nigdy nie przestaną nas zaskakiwać.

Chopsy pozwoliły na rozwój wewnętrznego rynku szopenowskiego. Pojawiają się kolejne biznesy, a z usług dostępne są m.in. stanie na oku (50 chopsów za godzinę), naprawa i instalacja rzeczy w kabinach (cena do uzgodnienia), czy sprzątanie na zamówienie (40 chopsów za kabinę). W celu zareklamowania swoich usług każdy młody przedsiębiorca może wywiesić swoją reklamę w mesie. Jako redakcja przyznajemy, że przyjęte strategie marketingowe naprawdę do nas przemawiają. „Czy chcesz odpocząć w głębokim stendbaju, ale musisz stać na oku?” „Strach przed fumigacją spędza ci sen z powiek?” To tylko niektóre z pytań widniejących na reklamach. Dowodzą świetnego zmysłu przedsiębiorczego i umiejętności marketingowych załogi. 

Dzisiaj koło godziny 18 przekroczyliśmy umowną linię połowy oceanu. Mimo że dotychczas większość załogi nawet nie zdawała sobie sprawy z jej istnienia, moment został przyjęty raczej entuzjastycznie.

Dzisiaj był również „dzień dla statku”. Brak lekcji dał wielu osobom szansę na odespanie poprzednich trzech dni i dokładne wysprzątanie kabin, jednak bosman był dzisiaj dla nas łaskawy i odpuścił kontrolę czystości. Mimo to wierzymy w poczucie porządku reszty załogi i nawet, gdyby kontrola odbyła się, wszyscy z pewnością przeszliby ją śpiewająco. Wedle świeżo wywieszonej w mesie rozpiski wyników poprzednich kontroli, dotychczas najgorzej radził sobie pokój numer 36, więc szczególnie trzymamy kciuki za dziewczyny na następnych kontrolach. 

Mimo braku lekcji nauka na statku nie ustała, poza nauką własną odbyła się kolejna lekcja norweskiego oraz kolokwium z astronawigacji - wedle relacji niezwykle ciężkie, o czym z pewnością może świadczyć fakt, że zdała je jedna osoba (gratulujemy pani od biologii i chemii). Za trzy dni będzie możliwość poprawy. Presja jest duża; każdy, kto nie zda, zostanie skreślony z listy kursantów. Trzymamy kciuki za wszystkich ambitnych pasjonatów nawigacji oraz za cierpliwość egzaminującego ich kapitana.

Długi przelot daje się we znaki: zaczyna brakować mleka. Jako że kawa stanowi jedną z podstaw morskiej diety, brak mleka jest szczególnie dokuczliwy. Codzienne do kolektywnej lodówki w pentrze dokładany jest jeden karton, i zawsze prędko znika. Całe szczęście nasi towarzysze postanowili uzgodnić, że (w tym przypadku ) każdy postara się nie nadużywać wspólnego dobra. Jeżeli ktoś próbuje złamać tę niepisaną zasadę zazwyczaj spotyka się z pełnymi wyrzutu słowami „ile tego lejesz kurde?”. Jest to piękny przykład tego, jak mimo egoistycznych chęci wypicia dużej ilości mleka jesteśmy w stanie się powstrzymać dla wspólnego dobra.

Hanna Pabiś, Aleksandra Leciejewska, Wiktoria Michalak, Piotrek Jaworski "

"3.03.2020

 17 dzień żeglugi na pełnym morzu, coraz bliżej do Europy. Azory wydają się już w zasięgu ręki, lecz nikt nie wie, czy w ogóle o nie zahaczymy- tak samo, jak z całą resztą przystanków na naszej drodze. Po całonocnym bujaniu załoga z ulgą przyjmuje załagodzenie pogody i kołyszącą do snu flautę, zarazem modląc się do Neptuna o noc wolną od alarmów. Wachcie II popołudnie umiliło kilka delfinów, pomykających w swoją stronę i niknących tajemniczo w okolicach dziobu dwumasztowca. Wraz z kolejnym, spokojnym, lecz monotonnym dniem, zbliżamy się do domu.

Natalia K, Franciszek Ł, Wojtek R"

"04.04.2020 

Dzisiejszy dzień zaczął się bardzo energicznie - już o północy przeprowadzono około półgodzinny alarm do żagli, na którym zredukowaliśmy ich liczbę. Później sprawy potoczyły się już całkowicie normalnym torem - 7:30 pobudka, 7:55 do bandery i tak dalej. 

Podczas porannej zbiórki dowiedzieliśmy się również, że jedna z naszych koleżanek z załogi ma urodziny, i to nie byle jakie, bo osiemnaste. Nie obyło się bez oblania tego faktu (czy może raczej jubilatki) kubłami z zimną wodą. 

14 dzień szkolny minął wyjątkowo spokojnie. Lekcji nie przerwał żaden alarm, jedynie wachta I stojąca w okolicach obiadu spóźniła się kilka minut na piątą godzinę z powodu drobnych prac przy żaglach. 

W trakcie i po zakończeniu lekcji w kambuzie trwały intensywne prace. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, nad czym tam pracowano. Był to mały tort czekoladowy dla jubilatki. Przed kolacją wachta II zaniosła go i odśpiewała „Sto lat” stojącej wówczas na oku koleżance z wachty. Generalnie rzecz ujmując cały dzień minął w klimacie celebracji. Kulminacją takiej atmosfery była nauka własna, podczas której raz jeszcze odśpiewano „Sto lat” a także wręczono prezent od załogi w postaci koperty-piórnika uszytej z żagla, w której znajdował się stos własnoręcznie wykonanych kartek urodzinowych a także serduszko z podpisami wszystkich osób na statku (wliczając w to nauczycieli i załogę stałą). Nie obyło się oczywiście bez pasowania. Ostatni, osiemnasty cios wymierzył sam kapitan. 

Po godzinie 21 większość osób opuściła klasę by zająć się swoimi sprawami. Garstka osób postanowiła zostać i pograć na gitarze, a potem na gitarach, gdyż na prośbę uczniów kapitan użyczył swojej. Dźwięki gitary przerwał dopiero kolejny alarm do żagli. Można powiedzieć, że historia zatoczyła koło, zwłaszcza, że w nadchodzącym dniu czeka nas kolejna „osiemnastka”. 

Powoli zmierzając ku coraz bliższym Azorom, a co za tym idzie ku Europie, liczymy na więcej takich spokojnych acz sympatycznych dni. 

Mateusz, Stanisław, Jarema"

"05.04 gdzieś na Atlantyku

Dzień zapowiadał się spokojnie, miał być po prostu kolejnym dniem lekcyjnym, ale okazał się być pełen wrażeń. Cały ranek i popołudnie, aż do końca lekcji trwało śmieciobranie, wieczorem odbyły się w końcu przedstawienia, których wystawianie zostało zapowiedziane dopiero na banderze, a tuż przed północą mieliśmy kolejny próbny alarm opuszczenia statku.

Początkowo w śmieciobraniu brała udział tylko wachta bosmańska, jednak z czasem zaczęli dołączać do niej okienkowicze i w efekcie pod koniec pracowało tak koło ośmiu osób. Zabawa polegała na sortowaniu śmieci zebranych na statku, cięciu plastiku na mniejsze kawałki oraz sprasowywaniu papieru w celu zmniejszenia ogólnej objętości śmieci. Ze względu na prawo morskie nie możemy wyrzucać za burtę nic poza pozostałościami z kuchni, więc z resztą będziemy płynąć aż do końca. Większość załogi jadąc na Niebieską Szkołę nie spodziewała się wykonywania takich prac na statku i raczej nie byli zachwyceni, ale każdą pracę da się jakoś umilić. W tym celu oglądano na przykład rozwój, już bardzo zaawansowanych, cywilizacji powstałych w pudełkach po jedzeniu. Wedle zeznań jednej z załogantek, która woli pozostać anonimowa, kultura cywilizacji rozwiniętych w pudełeczkach po serku białym „Madame Loik” była tak wysoka, że dało się z nimi prowadzić dyskusje polityczne. Segregacja śmieci dostarcza też wielu ciekawych informacji. Można było, na przykład dowiedzieć się, jakie słodycze były na statku, jakie smaki kisieli cieszą się największą popularnością oraz jak bardzo dużo mleka pijemy w ciągu zaledwie trzech tygodni. Liczba kartonów po mleku była sporym zaskoczeniem, jak również udręką, dla wszystkich pracujących. Niestety w pewnym momencie pocięty plastik zaczął wysypywać się z koszy, a ubijanie go ręką już nic nie dawało. Wtedy objawiła się gwiazda dzisiejszego śmieciobrania – dzielna Julia Licznar, która podjęła się heroicznego aktu ubijania śmieci poprzez wchodzenie w kosze w kaloszach i skakanie na śmieciach. Mimo nieprzyjemnych warunków pracy nasza bohaterka nie narzekała i z radością skakała, czym znacznie ułatwiła pracę wszystkim śmieciozbieraczom.

Po tej ciężkiej pracy przyszedł na czas na przyjemności i mogliśmy rozluźnić się oglądając przedstawienia napisane przez klasy. Wieczór rozpoczęliśmy gościnnym występem zespołu The Theachers (nazwa wskazuje na skład tejże grupy), którzy zadebiutowali z piosenką „Chopin Tango”. Jako pierwsze występowały dziewczyny z klasy drugiej humanistycznej, które mimo skromnych zasobów ludzkich (sztuk dwie) przedstawiły świetną sztukę - rozmowę dwóch Odysów, jednego przed wyruszeniem na wojnę trojańską i drugiego już przy końcu całej tułaczki. Całość była zniuansowana o żarty zrozumiałe tylko dla załogi. Następnie występowała klasa pierwsza po gimnazjum ze sztuką „Sosy i szlafroki” która prezentowała przebieg wymyślonej kłótni między kukiem a kapitanem, o to, czy  lepiej dokupić więcej owoców i warzyw, czy więcej ostrych sosów. Doskonale wyłapali charakterystyczne cechy przedstawianych osób, a w dodatku wszystkie wypowiedzi były rymowane. Część pierwszą występów zamknęła klasa druga biologiczno-chemiczna przedstawiając nam, bazowany na „Antygonie” Sofoklesa, niezwykle obecny na statku spór o to, na jaki stół dać więcej mięsa. Następnie przenieśliśmy się do klasy, gdzie klasa druga ścisła wystawiła „Szelki Pani Adrianny”. Był to humorystyczny kryminał opierający się o „Morderstwo w Orient Expressie” Agathy Cristie oraz o prawdziwe wydarzenia, które miały miejsce na Chopinie na początku rejsu. Wieczór zakończyła klasa pierwsza po podstawówce dramatem, opartym o „Makbeta” Shakespear’a, który opowiadał historię walki o władzę na statku wzbogaconą o efekty specjalne tworzone za pomocą włącznika do światła. Po przedstawieniach kapitan ogłosił, że dla zwycięzców Gali Chopinów przewidziane są nagrody pieniężne wypłacane w Chopsach. Przewidziane na galę kategorie nagród to:

  • dwie najlepsze aktorki
  • dwóch najlepszych aktorów
  • najlepsze kostiumy i scenografia
  • najlepszy scenariusz
  • nagroda specjalna od kapitana (nieoficjalnie zwana oskwarem)

Konkurencja jest zacięta. Całe szczęście powtarzające się w różnych spektaklach postaci pozwalają na łatwe porównanie konkretnych osób. Cała załoga niestała w napięciu czeka na werdykt Najwyższej Komisji, składającej się z załogi stałej oraz kadry nauczycielskiej. Głosowanie na razie jest w toku. Po całym dniu każdy pewnie liczył na odpoczynek, jednak zaplanowano dla nas małą niespodziankę. Koło 23 zostaliśmy zaproszeni na przewietrzenie się na rufie w ramach próbnego alarmu opuszczenia statku. Praktyka czyni mistrza, więc tym razem poszło znacznie szybciej niż ostatnio.

Dzień dzisiejszy łączył w sobie naukę, pracę i rozrywkę czym z pewnością mocno wymęczył załogę jednak nikt nie narzeka i nie zaprząta sobie tym głowy. W końcu napięcie związane z Galą Chopinów skutecznie odpędza myśli o zmęczeniu.

Hanna Pabiś, Zuzanna Łaszczuk, Anna Szpunar"

HUBERT BORZYMEK - SONETY CZERSTWE

Pentra nocą…

Rozchodzą się z wachty Chopina mieszkańce,

Głos oficerów w cichym gubi się wieczorze,

Zawstydziło się licem rubinowe zorze,

Ostatni sternik dąży spocząć przy kanapce.

Spłynąłem z wilgotnej przestrzeni pokładu,

Zataczam się na ściany w przechyłów monotonii,

Wśród lasu głów milczących, wśród ziewnie

przeciągłych, omijam żółte sztormiaków kaptury.

Pod pentrą w ciemności lodówki nurkuję,

Tocząc tam boje jak Priam o Troję,

Ser żółty, makaron, sriraczę wyjmuję.

Lecz gdy brak chleba załogę zastanie,

tak ucho wytężam ciekawie,

że słyszałbym głos z mesy - jedzmy - nikt nie woła…"

"06.04.2020 r.

Hanna Tarasiewicz, Julia Pestka, Maja Michałowska

Piątek? Sobota? Nie, niedziela na pewno nie – wtedy byłaby jajecznica na śniadanie... Aaa tak, była - wczoraj, zaraz przed rannym alarmem. Dni tygodnia w rzeczywistości statkowej nie mają żadnego  zastosowania. Koniec 7 dniowego cyklu wyznacza właśnie jajecznica na śniadanie (i rosół na obiad), za nami już czwarta jajecznica.

Przed nami Azory, w okolice których dotrzemy już jutro. (Czujne osoby wachtujące na oku obserwują coraz częściej ptaki za burtą, ląd się zbliża!!)

Dzisiaj mieliśmy kolejny dzień dla statku, podczas, którego wachta mechaniczna i bosmańska zawsze mają pełne ręce roboty. Dzień dla statku załogantom mija bez lekcji – jeśli mają chwilę wytchnienia, poza koniecznym stawieniem się na własną wachtę nawigacyjną, najczęściej robią pranie, odrabiają lekcję, odsypiają. Było podobnie i w dniu dzisiejszym.

Po południu mieliśmy wykład z nawigacji, a po kolacji spora część załogi udała się na seans jednego z filmów Disney'a (koniec końców zdecydowali się oglądać „Mulan”)

Dalej prawie nikt nie ma ochoty jeść salami, które jak bumerang powraca na stoły w mesie podczas śniadań i kolacji. Nasz kuk, Mr. Szaka ogłosił wczoraj konkurs na reklamę znanego wszystkim salami – część załogi zajęła się już tym przedsięwzięciem. Poza tym, kończy nam się keczup – monotonia zestawu nr 1 nieco się pogłębi, według naszym przewidywań.

Wielu z nas już tworzy listy rzeczy do zrobienia ( i zjedzenia przede wszystkim) po powrocie do domu. Pytanie „Co zrobisz jako pierwsze po powrocie?” zadawane sobie nawzajem często się przewija w ostatnich dniach.

Wszyscy odczuwamy czas, który upłynął i mile, które przepłynęliśmy my na pokładzie Chopina. Przyzwyczailiśmy się do podwójnego dźwięku alarmu, który wyrywając nas ze snu i piżam podwójnie nas denerwuje, tak jak do wielu innych rzeczy, które stały się dla nas codziennością. Samotnicy – do ludzi, nocne marki – do snu kiedykolwiek się da, niejadki – do jedzenia, bez którego nie miałyby siły wchodzić na reje. Każdy znalazł sposób na jak najlepszą adaptację.

Jakikolwiek mamy dzień, jakąkolwiek mamy pogodę – dalej dobrze się bawimy."